Komentarze: 2
Wczoraj stała się rzecz straszna. Po niespełna dwóch latach usłużnej pracy, do wieczności odszedł mój wspaniały, srebrny, przenośny, i jakżesz odanny mi GRAJ. Przyczyna zgonu: przydzwonowanie w łazience o twarde płytki. Śmierć na miejscu na wskutek odniesionych obrażeń. Obrazowo powiem, że upadków ten znamienity sprzęt audio-VIDEO (można było używać wyświetlacza jako latarki w nocy, częsty proceder =)) zaliczył więcej niż aktualnie jest liści na parkowych alejach. Szkoda, taki był ładny, hamerykański ;)). No i miał całkiem niemałą wartość sentymentalną, (to już mówiąc poważnie) towarzyszył mi w końcu w chwilach dobrych i złych. Całe szczęście tych pierwszych było znacznie więcej niż tych drugich :P W każdym bądź razie jestem na etapie kupna nowego grającego - ze wszystkich stron świata kuszą mnie mp3 playery ("kup mnie, kup mnie!" - i wielkie oczy robione przez wyświetlacz ;)), choć naturalnie nie wykluczam ponownej inwestycji w fajnego discmana. Jakby nie spojrzeć, straciłem przyjaciela, którego może zastąpić tylko inny przyjaciel, odtwarzający magiczną rzecz zwaną muzą :P Coś się skończyło, a coś zaczeło :P
Dziwnie się sprawy toczą, chyba to mówiłem już. Przez dwa ostatnie tygodnie pokłóciłem się, obraziłem bądź straciłem w oczach dwóch tuzinów osób :). Niepokojące w tym wszystkim jest jednak to, że smsy dalej lecą jak szalone, przez co tych otrzymanych wczoraj wieczorem, w nocy i tych wczesnoporannych (tak gdzies do 10) juz nie mam. I niestety nie pamiętam o czym były :)
Znowu mam przyjemność mieszkać ze swoją siostrą. Trzeba przyznać, że małżeństwo (które teraz wisi na włosku, ale to ewidentnie nie moja sprawa) czegoś ją tam nauczyło. A może ja się zmieniłem :>? Heh, jakby nie było, chodzi o to, że się nawet dogadujemy. Jak to mówią: swoje szczęscie buduje się na cudzym nieszczęściu, w przypadku moim i jej jest to nieszczęście Mandaryny (zawiłe zdanie). Fajnie się oglądało "Koszmar Lata czyli Marta W.". Doszliśmy nawet do wspólnego wniosku, że cały show był raczej przykry niż śmieszny. Ale odkrywcze :P
What else :P Po raz pierwszy na spacerze z psem (jak i w parku czy drodze do parku po szkole) nie bałem się, że coś mnie przejedzie :D Poprzechodziłem przez rozmaite przejścia na słuch i jak widać żyje, żebym się tylko zbytnio nie przyzwyczaił gdy słuchawki znów wrócą do łask. Nawet prace tzw. szkolno-lekcyjno-edukacyjne wyglądają inaczej :P Choć wciąż (Still) odrabiam lekcyyjje z muzą, graną z słuchawek :> Z przenośnego sprzętu :> zwanego laptopem taty niestety ;)
Trzeba będzie wprowadzić bloga w szerszy obieg :> ale to prawdopodobnie dopiero gdy pojawi się nowy lay, nad którym POSTARAM się pomyśleć w tzw. długi weekend. W niedziele prawdopodobnie wyjazd do Łososiny Dolnej, Unia gra z Łososiem :D Żeby w Tarnowie nie było nawet III ligi! (o II, którą pamiętam, bo na nią chodziłem nie wspomne). Choć buraczana liga IV też ma swoje plusy :P oprócz zwiedzenia szeregu wiosek są też DERBY! ("Wazi, idziesz?" :D)
___
Podczas pisania słuchałem: muzy siostry - jej wieża mocniejsza niż moje głośniki ;( - wśród której królował Jan Wayne (dj od She's Like The Wind :P) z piosenkami z "Back Again". Co zrobić, rodzeństwo ;)